czwartek, 24 grudnia 2015

Jednorazówka "magiczne święta"

Owinęłam się ciepłym szlaikiem,naciągnęłam czapkę i wyszłam. Spojrzałam w niebo. Znow padał śnieg. Dziś Wigilia. Po co te święta. W końcu to tylko kilka nie bardzo znaczących dni. Nie lubie ich. Dzieciaki ciągaja rodziców po sklepach. Chłodno się zrobiło i włożyłam ręce do kieszeni płaszcza. Weszłam w tłum.Ja,zwykła dziewczyna. Długie do pasa włosy , przypominające ciemny blond. Mogłam sie przeprowadzić do ciepłego Los Angeles, a nie tkwić w zimnej i lodowatej Minesocie. Zimno,mokro,biało...jednym słowem beznadziejnie. Westchnęłam. Stanęłam na skraju chodnika , rozglądając się czy nic nie jedzie. Postanowiłam zrobic pierwszy krok na ulicę, był to zły ruch. Ja największa ofiara w całej Minesocie,nie spojrzałam w dół i postawiłam nogę na zamarzniętej wodzie.Poślizgnęłam się lecz nie upadłam. Poczułąm silny ale stabilny uścisk na łokciu.Zaskoczona odwróciłam się.
-Wokresie zimowym powinno się bardziej uważać.-powiedział.
Był wysokim blondynem o zielonych oczach.Postawił mnie w pozycji pionowej i odsunął się pewien,że stoję o własnych siłach.
-Tak wiem, często mi się to zdarza.-zamiałam się cicho.
-Mam nadzieję że nie połamiesz tych nóżek. Szkoda byłoby.-zażartował.
-Postaram się.-odpowiedziałam.
-Więc Wesołych Świąt.-dodał rozbawiony.
Przeszłam przez ulicę i usiadłam w parku na ławce i patrzyłam się na grupkę ludzi jeżdżacych na łyżwach po zamarzniętym stawie. Zaśmiałam się cicho gdy jakiś mężczyzna się przewrócił. Wyglądało to komicznie (śmiesznie). Każdy potrafił się dobrze bawić tego dnia, cieszyć się śniegiem i świętami, ale nie ja. Już dawno przestałam
-Zimno??Może gorąca czekolada.-uslyszałam głos.
Znałam już ten głos.Jak wogóle mnie znalazł???Usiadł obok mnie jak gdyby nigdy nic.
-Co ty tu robisz??-spytałam.
-Przechodziłem tędy.-odpowiedział.
-Ahaaa.
-Może chodź ze mną pojeździsz na łyżwach,mój kolega pracuje w wypożyczalni.
-Nieee...nie ma mowy.
-No weź będzie fajnie!-zaśmiał się wstając i wyciągając do mnie ręke. -Nie..nawet Cię nie znam.Rodzice Cię nie uczyli ,że nie rozmawia się z obcymi.-jęknęłam.
-Dotyczy to dzieci...A my już nimi nie jesteśmy.-uśmiechnął się ciepło. Westchnęłam i podałam mu ręke. Z wielką radością pociągnął mnie na lodowisko.
-Jak się utopimy to będzie twoja wina.-powiedziałam.
Stanęliśmy przed wypożyczalnią łyżw.Wyciągnęłam portfel,chcać zapłacić za moją parę lecz chłopak był szybszy.Spiorunowałam go wzrokiem na co on się uśmiechnął.
-Jesteś pewny,że to dobry pomysł???-spytałam przed wejściem na lód.
-Prosiłeś żebym nie łamała nóg.
-Nóżek.-poprawił mnie.
-I wcale nie są nóżkami, bo nóżki są chude, a moje grube jak u krowy.
-Jeszcze jedno słowo a wylądujesz w tych krzakach o tam.-zagroził wskazując na prawo.
Wskoczyłam na lód i ledwo dojechałam na środek gdzie wylądowałam na tyłku.Usłyszałam jego śmiech i jeszcze kilku osób. Czerwona ze wstydu rozejrzałam się i schowałam twarz w dłoniach. Nawet 5-letnie dzieci lepiej jeździły ode mnie. Nie jak idiotka z krzywymi nogami.
-Wszystko dobrze?-spytał męski głos.
-Nie!! We wszystkim jestem beznadziejna.-mruknęłam, kuląc się bezradnie,lecz łyżwy podjeżdżały do przodu.
-Więcej wiary.Chodź pokaże Ci.-z uśmiechem podał mi ręke,a ja westchnęłam i wstałam.
Chwycił obie moje dłonie i ciągnął za sobą po lodzie. Ostrożnie jechałam,aż w końcu załapałam. Nie było to takie trudne. Uśmiechnęłam się do samej siebie i puściłam jedną ręke,dołączając do niego. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Widzisz??Proste.-uśmiechnął się i wprawił mnie w obrót.
Lecz jedynie zaplątałam się we własne nogi. Złapał mnie szybko i przyciągnął do siebie.
-Coś po za upadaniem potrafisz??-spytał rozbawiony.
-Pffff..-odpowiedziałam.
-Ale zabolało??-parsknął śmiechem.Powróciliśmy do jazdy wśród ludzi. Razem było naprawdę super. Zaraz po lodowisku skoczyliśmy na gorącą czekolade,na obiad, na spacer i na kolację.
-Więc dlaczego nie lubisz świąt??-spytał w końcu, a ja zakrztusiłam się herbatą.
-Skąd wiesz??-spojrzałam na niego.-Od kiedy pamiętam to dziewczyny zawsze mówią o nich,mówią co kupią,gdzie je spędzą.A ty nic.-powiedział.Uśmiechnęłam się.
-Sama nie wiem, może dlatego że gdy nadchodziły moi rodzice zawsze gdzieś wyjeżdżali. Tam gdzie jest ciepło. Wtedy ja zostawałam u wuja, który wychodził na piwo do knajpy. I cóż mówić Święta bez Świąt.-wzruszyłam ramionami.
Oto co ja. Głupie ,dziwne dziwadło.

-Mam pomysł, chodź ze mną do przyjaciół, bo wiesz ja święta spędzam z mamą siostrą i przyjaciółmi.Zobaczysz co to magiczne i wesołe święta.
-Nieee.Nie, będe przeszkadzać.
Uśmiechnęłam się i po namyśleniu ,wstałam podając mu ręke.
Pojechaliśmy autobusem do jego domu.Wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę drzwi. Zapukaliśmy i otworzyła nam pani.
-Kendall.Nareszcie jesteś...-zaśmiała się ciepło starsza kobieta.
-Mam gościa, mamo to Rosie.
-Dzień dobry.-przywitałam się niepewnie.
-Dzień dobry słoneczko.Wejdźcie.-uśmiechnęła się życzliwie i wpuściła nas do domu.
Rozejrzałam się po świątecznym salonie.W rogu stała duża choinka. Pełno było na niej bombek i świecidełek ,a pod nią były prezenty.
Był również kominek , w którym palił się ogień.Weszli chłopacy z BTR,a ja i Kendall staliśmy pod jemiołą.
-Uuu jemioła!!!-Jeden z chłopaków zaczął się śmiać.
-To jest właśnie minus świąt.-powiedziałam.
Kendall zaczął mnie całować, czułam się świetnie.
-I co?? Dalej tak uważasz???.-spytał.
-Hmm, chyba już nie.-zaśmiałam się cicho.
Usiedliśmy do stołu. Kolejne święta z pewnością będą lepsze od tych,które obchodziłam lub nie, do tej pory. Będą super,jeśli tylko będą wspólne.

2 komentarze: