------------------------------------------------------------
Nazywam się Nina Jordin.Mam 17 lat i od dłuższego czasu mam na pieńku z pewnym brunetem. Jestem jedynaczką a w szkole nie jest bardzo popularna. Mam swoich przyjaciół i to raczej z nimi się trzymam. Mieszkam w Los Angeles. Większość mi mówi że mam szczęście …że rodzice mnie kochają. Jednak to nie jestprawda, mój ojciec od 10 lat jest alkocholikiem i pali marichuanę. Niestety mój ojciec znęca się nademną psychicznie i fizycznie. Wiele razy byłam bita do nieprzytomności i wyzywana od suk i dziwek.Te 10 lat zmienilo mnie nie do poznania. Z milej dziewczynki stałam się wredna,chamska, agresywna i brutalna. O moim koszmarze w domu nikt nie wie… nawet moi przyjaciele. Niestety moja matka boi się sprzeciwić ojcu. Dzisiaj jest sobota. Bardzo ciepło i upalnie jest…z racji,że moi znajomi gdzieś powyjeżdżali nie miałam co robić. Tak więc wzięłam ołowek oraz swój zeszyt do rysowania i usiadłam pod wielkim drzewem,które rosło w moim ogrodzie. Zaczęłam rysować jamnika goniącego wąż ogrodowy.Już prawie skończyłam gdy nagle usłyszałam znajomy głos:
-Co tam laseczko???zapytał. Ciśnienie automatycznie mi podskoczyło. Bardzo dobrze znałam ten głos.Odwrócilam się i ku moim oczom ukazał się znienawidzony przeze mnie brunet. Dobra szybka aliza. James Maslow,jest w moim wieku i chodzi razem ze mną do szkoły,brunet, brązowe oczy i niexle umięśniony przez co wszystkie laski ślinią się na jego widok. Na cale szczęście należe do 1% dziewczyn, które potrafią mu się oprzeć. –Czego Maslow??!!-powiedziałam poirytowana. I tak oto ten palant zniszczył mi reztę wspanialego dnia. –A może tak grzeczniej ?Sąsiadko..-powiedział i wyszczerzyl zęby jak głupi. Jeszcze raz… Czy on powiedział słowo na S??? Sąsiadka,WTF, chyba go coś porąbało?? Siedzialam jak wryta, otworzyłam szeroko usta i gapilam się na niego jak na kretyna. - Co zatkało kakao???-zaśmiał się złośliwie. Dobrze wiedział że go nie lubię. Nienawidze tego gościa!!! Od 5 klasy podstawówki robimy sobie kawały. Każdy w szkole wiedział że nie lubimy się. -…..ty na serio??-spytałam niedowierzaniem. Chłopak nic nie odpowiedział tylko przeskoczył przez płot o który się opierał i usiadł koło mnie.Położył mi ręke na ramieniu,ale strzepnęłam jego ręke. -To co tam bazgrzesz??-spytał zaciekawionyi zerknął do mojego zeszytu. -Gdzie te ślepia.Wypad!!! – wskazałam miejsce gdzie jeszcze z przed minutą stał. -Ejjj… nie ładnie tak wyganiać gościa.- mruknął. Te słowa jeszcze bardziej mnie poirytowały. Czy ten palant nie zna słowa „WYPAD”?? On chyba naprawde musi być człowiekiem bardzo specjalnej troski… -Spadaj nie chce Cię tu widzieć . – próbowałam się powstrzymać od uderzenia go. Właśnie w tym momencie usłyszałam krzyki jego bandy. -No to ja spadam.-Posłał mi jeden z tych swoich uśmieszków, przeskoczył płot i skierował się do domu. -Tylko nie idź z żadnym z nich do łóżka!!!-krzyknęłam za Maslowem. Wiedzialam że go wkurzyłam i to porządnie… więc w poniedziałek będzie wojna. Czyli normalnie, jestem ciekaw tylko czy wylądujemy u dyrka .Ostatni raz poszło o to,że zgraja tych „neandertalczyków” - albo jak określił Logan – australopiteków podrzuciła nam do szatni dwa skunksy. I zrządzeniem losu następnego dnia chłopcy piszczeli jak dziewczynki bo pogryzły ich mrówki. W sumie nasza wojna zaczęła mi się podobać. Tak po prostu bez powodu spodobały mi się wędrówki do dyra i wysłuchiwanie narzekań… Ale nie ważne, wracając do tematu. Gdy James poszedł do domu nastała cisza… niestety trwała ona zaledwie 5 minut,usłyszałam krzyki Hendersona, Schmidta,Peny oraz Maslowa. Oczywiście chłopaki mieli nadzieję,że któraś z nowych sąsiadek ich zauważy. Tak więc ściągneli koszulki i spodenki. W samych bokserkach wskoczyli do basenu. Chwilę po ich widowiskowym wskoczeniu do basenu uslyszałam krzyki Schmidta. Z jego krzyków można było domyślić się że reszta „australapiteków” zabrała mu bokserki. -Dziewczyny patrzcie! Ale gorący towar!-mówiąc to dotknęli ramienia Kendali i wydali z siebie „mrr”. -Mmmm brałabym!-zaśmiałam się. Tak właściwie to lubiłam ich złościć i denerwować. Hahaha… -Uuuu Kendal ma branie u Niny!-krzyknął Logan. -Kiedy ślub??-spytał dla żartów Carlos. -Jak może być ślub skoro nawet mi się nie oświadczył?...hahah- odpowiedziałam rozbawiona. –No idź do niej ogierze…-chłopcy próbowali na siłę wyciągnąć Kendalla z wody Jednak na próżno bo trzymał się on mocno drabinki. -Ejjj Nina ??-zaczął Carlos ni z tego ni z owego -Co???-spytałam. -Fakt toczyliśmy ze sobą zażartą wojnę ale raz na jakiś czas odpuszczaliśmy sobie docinki i moglismy porozmawiać „normalnie”. Choć do nas na chwilę…-poprosili wszyscy razem. -Nie.-odpowiedziałam stanowczo. -Nie to nie…-odowiedział oburzony Logan. Nie chciałam wchodzić do domu bo znowu oberwałabym kijem w głowę. Gdy skończyłam ukradkiem weszłam do mojego pokoju i zostawiłam rzecz. Skierowałam się do kuchni , wzięłam butelkę soku jabłkowego i czym prędzej wybiegłam z budynku. Gdy byłam na dworze, postanowiłam wejśc na drzewo. Usiadłam na gałęzi i zaczęłam pić sok. Niespodziewanie usłyszałam głos tego dupka. -Jordin gdzie ty łazisz??-zawołał rozbawiony. Moim zdaniem nie było nic w tym śmiesznego. - Dziewczyna siedząca na drzewie… hahahhaha!! Ale to jest śmieszne. Chodze tam gdzie mi się podoba..-krzyknęłam rozdrażniona i zdenerwowana. -Mogę z tobą posiedzieć.-spytal niepewnie. On chce ze mną posiedzieć ???Chyba tir go potrącił…. -To mogę.- spytał, a ja ku mojego zdziwieniu zgodziłam się. Siedzieliśmy na kładce .Korona drzewa była taka gęsta że mogliśmy tam siedzieć bez obaw że ktos nas zauważy.Po dłuższej chwili odezwał się. -Chciałbym zakończyć tę wojnę między nami. –powiedział,a mnie zdziwły jego słowa. Sam zaczął wojnę a teraz chce ją zakończyć. Coś musi być nie tak. –A niby czemu???-spytałam zaskoczona. -Eee… tak po prostu.-odwrócił wzrok,widocznie się czegoś obawiał. –Przyznaj się że zmiękłeś.-zaśmiałam się wesoło. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę, ale popatrzył na moje nadgarstki.Po chwili złapał mnie za dłonie. -Czego się tniesz??? –spytał a w jego słowach słychać było troskę. -Mam swoje powody. –prychnęlam i uwolniłam się z jego uścisku -Odpowiedz na moje pytanie.-poprosił.
-Nie!!krzyknęłam. Nie zważając na mnie odgarnął mi włosy i tym samym odkrył siniaka , nabitego ostatnim razem i pocałował mnie. Zdziwiło mnie to porządnie… -Twój ojciec Cie bije???Prawda??-spytał i popatrzył na mnie.Chyba się w nim zakochałam …. -Nie spadłam z drzewa.-skłamałam. -Nie kłam.-powiedział. - Słyszałem ostatnio twoje krzyki,ale nnie mogłem przyjśc bo ciocia u mnie była.-dopowiedział. Ja nic nic nie odpowiedziałam tylko odwróciłam głowę. -Zakochałem się w tobie..-powiedział Maslow. -Ja w tobie chyba też.-powiedziałam i zaczęliśmy się całować. Pewnie rozmawialibyśmy jeszcze dłużej ale mój ojciec wyszedł z domu najarany i nachlany. Miałam już zejść z drzewa ale Maslow chwycil mnie za ręke i powiedzial: -Nie pozwolę Ci na to.Dzisiaj nocujesz u mnie a jutro zabierzesz z tamtąd swoje rzeczy.
Poszliśmy do jamesa, a chłopak wyjaśnił sytuację rodzicom. Natepnego dnia poszłam z Jamesem po moje rzeczy,weszliśmy do domu , a ojciec lezał na podłodze nieprzytomny. Spakowałam wszystkie moje rzeczy i zdziwiło mnie gdzie mama. Wszystkie jej rzeczy zniknęły.Szybko wyszliśmy z domu. Przez pewien czas mieszkałam z Jamesem i jego rodzicami. Staliśmy się nawet parą. Po zakończeniu szkoły znaleźliśmy pracę i mieszkanie. To zdumiewające jak staliśmy się z największych wrogów do przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz